W czerwcu 2023 r. 11-osobową grupą wzięliśmy udział w wymianie młodzieżowej w ramach programu Erasmus+, odbywającej się w Rumunii, a konkretniej w mieście Craiova. Spotkaliśmy młodzież z Rumunii, Turcji i Serbii, z którą bardzo miło spędziliśmy czas przy wspólnych grach, zabawach, imprezkach i rozmowach. Ten czas był również wyśmienitą okazją na wykorzystanie języka angielskiego w praktyce i przy okazji poznania innych języków. Przekonałem się, że nauka języka poprzez praktyczną rozmowę może być najlepszym sposobem uczenia się ich. Bo właściwie po co się ich uczymy? M.in. po to, żeby komunikować się z obcokrajowcami.
Chodź zwiedziliśmy tylko jedno miasto, dużo dowiedziałem się o kraju słynnego księcia Drakuli i chciałbym się tym podzielić.
Zacznę może od przyrody:
Dzika roślinność, którą obserwowałem podczas jazdy, wywarła na mnie ogromne wrażenie. Łąki czasami przypominały mi sawannę o porze deszczowej. A góry wręcz czarowały swoimi wysokimi szczytami, szerszymi niż w Polsce pasmami, znacznie gęstszymi lasami oraz koloryzującymi krajobraz, skalistymi ścianami i zaspami piaskowymi.
Craiova:
Jest to miasto położone w południowej części Rumunii, zajmuje szóste miejsce pod względem wielkości miast tego kraju.
Najładniejszym miejscem w tym mieście jest według mnie niewielkich rozmiarów starówka. Można tam było zrobić zdjęcia przy zabawnych posągach ludzi w strojach anglikańskich. Dużo tam jest barów i restauracji z przepysznym jedzeniem, z których my najbardziej upodobaliśmy sobie kawiarnię „Twenty’s”. Ujął nas wystrój, połączenie motywów przyrody i cywilizacji. Ja oczywiście nie mogłem nie zauważyć tapety ze stronami z mang.
Poleciłbym również odwiedzenie ogrodu botanicznego i parku „Nicoale Romancescu”. Są to miejsca, w których można było się odprężyć w cieniu wielkich drzew z widokami na staw albo na jezioro z fontanną. W tym drugim parku dodatkowo znajdowało się zoo. Nie tylko można było spotkać egzotyczne zwierzęta typu lwy ale i takie, które u nas w Polsce żyją na wolności, bądź hoduje się w domach: świnki morskie, kury, bobry, łabędzie, bociany. A bociany z tego, co się dowiedzieliśmy od kolegów z Rumunii, zamieszkują tylko jeden rejon w kraju.
Chleb i słodycze:
Chleb jest zdecydowanie słodszy niż w Polsce i podawany był do każdego posiłku. Czy jesz spaghetti, hamburger, czy zapiekankę – chleb zawsze jest na stole.
W Polsce mamy Wedla, a w Rumunii firmę „ROM”, produkującą czekoladę, najbardziej znaną z batoników.
Innymi popularnymi słodyczami są sklejane czekoladą ciasteczka z firmy „Magura”.
Wieczorne spotkania:
Najlepiej jednak się bawiłem podczas wieczorków tematycznych, gdzie wzajemnie częstowaliśmy się przysmakami i uczyliśmy naszych narodowych tańców:
Jako pierwsi prezentowali swoje przysmaki, wśród których znajdywały się głównie słodkości:
– marmurkowe ciasto, cech (czyt. kek)
– fluffy – chleb do rwania
– słone paluszki, przypominające wysuszone skórki
– donaty, chłodzone przed spożyciem
„Sarba” to taniec na początku wydający się być bardzo sztywny, ale gdy już przyspieszyliśmy kroki, to pomyślałem „Co jest nie tak z tą Rumunią!?”
Nowopoznany kumpel opowiedział mi, że w Rumunii żyje bardzo dużo niedźwiedzi, a największy w historii nazywał się Arthur. Został zastrzelony przez księcia Lichtensteinu, po czym odnaleziony przez myśliwych i dobity. Rumuni mocno oburzyli się i jeden z nich w ramach odwetu powiesił ciało Arthura na fladze Rumunii przed pałacem księcia. Zabawna była dla nich myśl o tym, że książę otwiera drzwi i tuż przed sobą widzi martwego niedźwiedzia na fladze.
Rumunia jest również państwem katolickim, gdzie ślub można brać już od szesnastego roku życia.
Na tureckim stole znajdywały się m.in.
– chałwy,
– orzeszki,
– koreczki imbirowe,
– kawa Kentcafe
– çikolatalı pişmaniye (czyt. cikolatali piszmanie), czyli pokryte czekoladą twarde, białe słodycze.
Najtrudniejszym tańcem, jaki zapodali była „paiduchka” (czyt. pajduszka). Dla mnie muzyka było podobna albo do hiszpańskiej, albo do włoskiej.
Popularną grą hazardową w Turcji jest „rummikub”. Gra bazowana na remiku, która co ciekawe, powstała w Rumunii, w I połowie XX wieku, kiedy obowiązywał zakaz grania w karty w celu zlikwidowania hazardu.
I jeszcze kaczki z tego, co turecki przyjaciel wspominał, są zaliczane do zwierząt domowych jak u nas pies czy kot.
Turcy nie kryli się z tym, że w ich kraju często dochodzi do zamachów terrorystycznych i aktów przestępczych. No niestety. Przynajmniej żyją tam fajni i sympatyczni ludzie, których poznaliśmy, jak zresztą z Rumunii i Serbii.
Przysmaków serbskich niestety nie poznaliśmy. Pokazali nam swój taniec, który podobny był do rumuńskiej sarby. Serbowie chwalili się tym, że Nikola Tesla jest pochodzenia serbskiego.
Moje ogólne wrażenia:
Bardzo dobrze wspominam mój pobyt w Rumunii i z miłą chęcią wróciłbym tam, aby poznać ten kraj lepiej, zaczynając od gór. To była dobra decyzja, aby wziąć udział w tego typu projekcie i każdemu polecam przeżycie takiego doświadczenia.
[...powrót]